3 września 2015

Retro Away (1): The Toffees na Upton Park (1995)

23 września 1995 roku w Londynie został rozegrany mecz 7. kolejki FA Premier League, w którym West Ham United zmierzył się z Evertonem. Na trybunach zebrało się troszkę ponad 21 tysięcy widzów, a w tym grupa kibiców w niebieskich barwach, prosto z Liverpoolu. Wśród fanów The Toffees znalazł się pewien kibic, który postanowił zrelacjonować owe wydarzenie. A o to i jego relacja:

Od początku twierdziłem, że będą to pieniądze wyrzucone w błoto, no ale cóż, w przyjemny sobotni dzień postanowiłem wybrać się na Upton Park.
Wcześniej rano zaliczyłem Pałac Buckingham, Pałac Westminsterski i Tower of London. Świetny początek piłkarskiego popołudnia, co nie? No nie, nie za bardzo.

Poranek był okej, zawiodło popołudnie. Na stadion wybrałem się wcześniej, około pół godziny przed rozpoczęciem meczu (w międzyczasie byłem przeszukiwany, DWUKROTNIE!). Przed pierwszym gwizdkiem wysłuchałem co miał do powiedzenia spiker, jedyną niespodzianką było to, że Anders Limpar (pomocnik Eve.) rozpocznie mecz z ławki.

Zaczęło się, szybka gra, i już po około 3 minutach najgłośniejsi fani West Hamu domagali się karnego. Sędzia tylko machnął na zagranie ręką, co wprawiło nas w radości. Jednak, co się odwlecze to nie uciecze. W 7 minucie arbiter odpowiedział na krzyki londyńskich kibicówm, po tym jak Breacker (obrońca WHU) był przytrzymywany w 11-tce przez Shorta (obrońca Eve.) i podyktował rzut karny. My, kibice Evertonu, byliśmy po drugiej stronie boiska i nie za bardzo widzieliśmy całą sytuację, więc nie mieliśmy jak ocenić decyzji sędziego. Craig Short z reguły potrzebował 15 minut, aby wejść dobrze w mecz, niestety, w dwóch ostatnich spotkaniach te 15 minut było dla nas bardzo kosztowne. Do piłki ustawionej na 11-tym metrze podszedł Dicks (obrońca WHU), była to dla niego świetna okazja, aby odpowiedzieć na krytykę jaka spłynęła na niego ostatnio w mediach. Rozbieg i strzał. Nev Southall (bramkarz Eve.) miał piłkę na ręce, ale strzał był zbyt mocny. 1:0 dla gospodarzy.

Po 15 minutach, Amokachi (napastnik Eve.) miał dobrą okazję, z której nie wycisnęliśmy nic po za rzutem rożnym. Chwilę później Rideout (napastnik Eve.) zszedł z boiska, prawdopodobnie z powodu kontuzji. Zastąpił go Graham Stuart. Cała sytuacja podbudowała nas, kibiców, bo chcieliśmy zobaczyć powrót duetu, który zniszczył Tottenham w słynnym półfinale (zwycięsto Evertonu 4:1 w półfinale FA Cup - przyp. red.). Mecz toczył się dalej, w stronę Dicksa ciągle leciały wyzwiska z naszej trybuny, a niektórzy optymiści mogliby nawet powiedzieć, że zaczęliśmy zyskiwać przewagę. Najlepszą szansę miał Parkinson (pomocnik Eve.), jednak jego strzał o centymetry minął bramkę, choć sytuacja była świetna, aby umieścić piłkę w siatce.

Około 30 minuty zdarzyło się coś dziwnego. Miklosko (bramkarz WHU) wyszedł po za pole karne i chwycił piłkę w ręce, mimo że nie było żadnych atakujących graczy koło niego. Żółta kartka.

Pomimo, że podkręciliśmy tempo, nasze wady były i tak mocno widoczne. Obrona nadal wyglądała niepewnie i graliśmy bardzo fizycznie, na pograniczu faulu. Również nasz środek pola wyglądał kiepsko bez żadnego pomysłu na rozegranie piłki.

Z czasem West Ham zyskiwał co raz więcej pewności siebie i gracze Młotów zaczynali grać lepiej. Rożny dla gospodarzy. Źle wykonany corner i piłka ląduje pod nogami Granta (pomocnik Eve.), który przed sobą ma całe wolnej boisko. Głowa w dół i leci. Przebiegł jakieś 30 metrów z piłką, po czym podał do Vinniego Sammywaysa (pomocnik Eve.), który świetnie się wystawił na krawędzi pola karnego. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech z myślą, że za długo zajmie mu opanowanie piłki i szansa przepadnie, ale Vinny zawsze umiał sobie poradzić. Szybkie spojrzenie na bramkarza, zmiana nogi i podkręcony strzał, który pięknie mija Miklosko i wpada do bramki. Świetnie się na to patrzyło, a Vinny pokazał kibicom jaką wielką radość sprawił mu ten gol! Remis, 1:1.

Radość nie trwała długo. 3 minuty i znów przegrywamy. Kolejny niepotrzebny faul i kolejny rzut karny. Tym razem zawinił Barret (obrońca Eve.), który nieostrożnie zaatakował od tyłu w obrębie 11-tki. Pomimo tego, że słabo widzieliśmy całą sytuację, niebieska część kibiców kwestionowała decyzję arbitra. Do piłki ponownie podszedł Dicks. Strzał. Drugi gwóźdź wbity do naszej trumny. 2:1 dla Młotów.

Od drugiej połowy na boisko wybiegł Limpar zastępując Tonego Granta, co wydawało się trochę nie fair, bo Tony rozgrywał dobre zawody. Niemniej jednak, zaraz po wejściu na boisko Limpar stworzył kilka dobrych okazji razem z Amokachim. Poczuliśmy wtedy, że mecz nie jest jeszcze stracony.

Nagle, nie wiadomo dlaczego, drużyna przestała grać na Limpara. Co chwile łapano nas na spalonym, a nadzieja z początku drugiej połowy zaczęła przeradzać się w frustrację. Gra wyglądała słabo, Everton budował swój atak bez entuzjazmu i determinacji, a West Ham próbował grać z kontry. Wywieraliśmy presję na przeciwniku, co w pewnym momencie zaowocowało pięcioma kolejnymi cornerami, ale nie umieliśmy ich wykorzystać. Zespół pełen rozgrywających, ale bez snajpera.

Gdy mecz dobiegał końca, drużyna wydawała się coraz bardziej zdesperowana i chciała spróbować czegoś nowego, co przyniosło nam nasze najlepsze zagranie w spotkaniu. W końcowych minutach, Amokachi znalazł się sam na sam z Miklosko, jednak jak zawsze coś musi pójść nie tak. Za lekko, za późno. Zdawało się, że sędzia robi co może, abyśmy wykradli chociaż punkt, doliczony czas dał kibicom w niebieskich barwach nadzieję. Fałszywą nadzieję.

Koniec meczu. 2:1 dla West Hamu.

Podsumowując, myślę, że zasłużyliśmy na remis, a jeśli mielibyśmy głodnego bramek napastnika, prawdopodobnie byśmy wygrali. Jednak, „jeśli" jeszcze nigdy nie wygrało ligi i Everton też jej nie wygra jeśli się nie zepnie. Największa różnica pomiędzy dzisiejszym meczem, a tym z zeszłego tygodnia z Forest, była taka, że Forest grali z klasą i zasłużyli na zwycięstwo, natomiast West Ham nie zasłużył swoją grą na 3 punkty. Wyglądali jak zespół, który w maju będzie się bił o utrzymanie. Miejmy nadzieję, że więcej z nimi nie przegramy. Nie zniósłbym tego!

Moje oceny zawodników:
Southall: 7 - wyciągnął prawie jednego karnego, ale obydwa uderzenia były świetnie wykonane. Przez większość spotkania nie miał praktycznie żadnych kłopotów.
Barrett: 7 - podarował karnego przeciwnikom, jednakże, w drugiej połowie zaliczył wspaniały występ po bronionej stronie boiska.
Watson: 6 - zdarzyło mu się kilka niepodobnych do niego błędów.
Short: 6 - Jestem pewien, że w następnym meczu straci swoje miejsce w składzie na rzecz Rhino (pseudonim Davida Unswortha - przyp. red.)
Hinchclife: 7 - wydawał się niechętny do gry z Limparem, a może tylko mi się tak wydawało. Dobrze wykonywał rzuty wolne.
Parkinson: 7 - dobrze odbierał piłkę i miał kilka dobrych ofensywnych zagrań.
Samways: 7 - świetny gol, który zostanie zapamiętany, jednak wydaje mi się, że nie był zgrany z resztą pomocników. Ale może jestem nie fair, w końcu to był jego pierwszy mecz w sezonie.
Grant: 7 - cały czas starał kreować się okazję, to dzięki niemu padła bramka, dobry występ.
Rideout: bez oceny - kontuzja w 17 minucie
Amokachi: 7 - szukał okazji do strzelenia, jednakże on ma z tym problem, że piłka „zawsze spada nieodpowiednio dla niego".
Rezerwowi: 
Stuart: 7 - dobrze zastąpił Rideouta, jednak magia z półfinału z Tottenhamem nie powróciła
Limpar: 7 - od razu po wejściu na boisku wyglądał świetnie i stwarzał okazję, jednak po 15 minutach kompletnie znikł. Nie możesz być zagrożeniem dla rywala, jeśli nie otrzymujesz piłki!

Mój zawodnik meczu: Samways (głównie za strzeloną bramkę)

I o to jest, moja stronnicza relacja tego spotkania.



[Bartek Szmytkowski]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz