3 września 2015

Retro Away (2): Orły na Highbury (1994)

Highbury nigdy nie było szczęśliwym miejscem dla Orłów. Właśnie tam spadliśmy z ligi i  przegraliśmy półfinał League Cup. Jednak, muszę przyznać, że podczas drugiego sezonu Crystal Palace w Premier League, zdarzyło mi się doświadczyć wygranej na Highbury, gdy Orły jako beniaminek rozgrywały wyjazdowy mecz z Arsenalem.



1 października 1994 roku, Alan Smith (ówczesny trener Cry.) nadal nie miał na koncie żadnego zwycięstwa w sezonie i nic nie zapowiadało, że wreszcie nadejdzie przełamanie. Tym bardziej, że jechaliśmy przez Londyn na mecz z Arsenalem Georga Grahama (ówczesny trener Ars.). Młodsi fani Palace mogą nie wierzyć, ale w tamtych czasach, jeśli ktoś by zapytał kibica Orłów, którą drużynę najbardziej chce pokonać, odpowiedź brzmiałaby: Arsenal. Wszystko to, spowodowane było transferem Iana Wrighta z Crystal Palace do Arsenalu i jego zachowaniem w meczu przeciwko Orłom, gdy po strzeleniu gola całował herb Kanonierów. Po tym zdarzeniu stał się wrogiem publicznym numer jeden prawie każdego kibica Palace. Klasyczna historia, od bohatera do zera.

Aby ulżyć sobie przed bólem porażki, która nas czekała za kilka godzin, wybraliśmy się o 11 rano do Cock Tavern przy Highbury & Islington Tube. Do 13, przy jednym barze było pełno pijących i tańczących kibiców czerwono-niebieskiej armii Alana Smitha, a przy drugim pełno fanów Arsenalu sączących w ciszy alkohol. Wrzucamy 20 pensów do szafy grającej i wjeżdża One Step Beyond zespołu Madness. Czerwono-niebieska połowa ma nową piosenkę do tańca. Po chwili, obsługa baru prosi nas, abyśmy się trochę uspokoili. Włączamy It Must Be Love, a następnie z głośników zaczyna grać Town Called Malice. Obie piosenki śpiewamy najgłośniej jak się da, przy czym cały czas pijemy i rozlewamy spore ilości piwa. W końcu, zbliża się czas, aby odbyć bolesną wyprawę. Bolesną, dlatego że, stadion jest oddalony spory kawałek od baru, a wszyscy co chwile musieliśmy do kibelka. Jednak, jakoś sobie poradziliśmy, wylaliśmy się przy bramkach wejściowych.

Na stadionie zjawiamy się akurat, aby zobaczyć jak piłkarze Palace wybiegają na murawę w żółtych strojach podobnych do tych reprezentacji Brazylii. Śmieszne, jak małe detale mogą zmienić postrzeganie czegoś. Żółte koszulki z zielonymi kołnierzykami, błękitne spodenki, ale zamiast białych skarpet, nasi zawodnicy mieli jasno żółte. Mieliśmy wyglądać jak zawodnicy rodem z Copacabana, a wyglądaliśmy bardziej jak Copa banana.

Po stronie Palace wyszli między innymi: na środku obrony Richard Saw razem z Chrisem Colemanem, pośrodku pomocy John Salako i Chris Armstrong. Ricky Newaman i Gareth Southgate cofnięci na środku pola, a Bobby Bowry i George Ndah na skrzydłach z przodu. W wyjściowej 11-tce Arsenalu było 9 reprezentantów narodowych, a jeszcze 2 siedziało na ławce, co razem przekładało się na doświadczenie i jakość w grze. Ale z drugiej strony, nikt przecież nie powiedział że będzie łatwo!

Mecz zaczął się dobrze dla Palace, szybko wywalczyliśmy rzut różny, jednak nic z tego nie wyszło. Pierwsza prawdziwa okazja w spotkaniu przypadła Kanonierom, gdy nie kto inny jak Ian Wright przerzucił sobie piłkę nad głową i strzelił z 20 metrów. Na szczęście, piłka zmierzała wprost w Martyna (bramkarz Cry.), który bez problemu ją złapał. Ian Wright, Wright, Wright śpiewali kibice Arsenalu z trybuny North Bank. My zajmowaliśmy miejsca na Clock End, jednak nasza odpowiedź na ich śpiewy nie nadaje się, aby ją tu przytaczać. Chwilę później Wright miał kolejną szansę, Alan Smith (napastnik Ars.) podał do Wrighta na puste pole. Sytuacja sam na sam z Martynem. Zamiast po prostu uderzyć, Wright chciał minąć naszego dryblasa rodem z Kornwalii, po czym oddał strzał. Ku naszej uciesze piłka mocno chybiła bramkę i przeleciała 4 metry obok nas.

Pierwsza prawdziwa szansa dla Orłów zdarzyła się, gdy spróbowaliśmy zagrać z kontry. Długa piłka od Shawa spadła pod nogi Armstronga, który uciekł od goniących go Adamsa i Linighana (obrońcy Ars.), po czym podał w szerz boiska do Salako, który oddał strzał, ale nic z tego nie wyszło. Arsenal nie wyciągnął wniosków z naszej kontry. Kilka minut później Armstrong otrzymał długie podanie od Southgatea, a Linighan znów nie nadążył, Armstrong uderzył w kierunku bramki Seamana (bramkarz Ars.), piłka odbiła się od słupka prosto pod nogi Salako, który tym razem nie popełnił błędu. Wybuch radości na na trybunie gości i kilka zamieszek na trybunie North Bank, gdzie ujawnili się fani Palace pomiędzy kibicami Kanonierów.
1:0 dla Orłów!

Palace na prowadzeniu. Shaw wygrywał w obronie pojedynki z Wrightem. Z każdym odbiorem psuliśmy tempo Arsenalu. Dean Gordon (obrońca Cry.) wykreował sobie szansę i tylko świetna defensywa Adamsa zapobiegła drugiej bramce dla Orłów. Wright stawał się co raz bardziej sfrustrowany i sfaulował ostro Shawa, jednak szczęśliwie dla niego sędzia nie wyciągnął kartki. Wcześniej, Wright ostro krytykował kibiców Palace, więc teraz nie pozostawaliśmy mu dłużni obrzucając go wyzwiskami. W 41 minucie, nadarzyła się druga okazja dla Orłów po zagraniu identycznej akcji jak przy pierwszej bramce. Southgate zagrał świetną piłkę do Armstronga, który leciał prawa stroną. Winterburn (obrońca Ars.) nie był w stanie nic zrobić, a Adams nie przeciął świetnego dośrodkowania po ziemi, które dotarło do Salako, a ten zdobył swojego drugiego gola i podwyższył wynik na Highbury. Z naszej trybuny rozbrzmiało głośne: Eagles, Eagles, Eagles!
2:0 dla Crystal Palace!

Druga połowa. Arsenal wyszedł od początku nakręcony. Dwa szybkie rożne dla Kanonierów po obronionych strzałach Adamsa i Kevina Campbella (napastnik Ars.), który zmienił na boisku Paula Davisa. W kolejnych minutach Wright był nadal dla nas utrapieniem, ale mało z tego wychodziło. Jeden śmiały strzał z 32 metrów, który wylądował w rzędzie Z, bliżej flagi wskazującej corner niż bramki. Chwile później Wright przypomniał nam coś co widzieliśmy już wcześniej wiele razy. Plecami do bramki przyjął piłkę poza polem karnym, nagły obrót i wspaniały strzał lecący w górny róg bramki. Na nasze szczęście, Martyn był na posterunku i popisał się cudowną interwencją. Jednak, to co nieuniknione zdarzyło się w 73 minucie. Campbell głęboko dośrodkował piłkę, a Wright wyrósł ponad Shawa i skierował piłkę do bramki. 100-tny gol w 145 występach Wrighta w barwach Arsenalu! Nie najgorzej!
Arsenal łapie kontakt, 2:1 dla gości!

Pomimo nieustępującego nacisku ze strony Kanonierów, to gracze Palace mieli jeszcze okazję, aby zdobyć bramkę. Salako przebiegł z własnej połowy aż pod pole bramkowe Arsenalu, gdzie zmierzył się oko w oko z Davidem Seamanem, ale to bramkarz z Highbury był górą w tej akcji, ponieważ pomocnik Orłów przestrzelił. Do końca meczu Kanonierzy parli do przodu ale na nic to się zdało. Pierwsze zwycięstwo Orłów w sezonie 1994-1995 stało się faktem!
Arsenal 1: 2 Crystal Palace.

Ian Wright zdobył bramkę, ale to nie był jego dzień. Po faulu na Ndah, Wright kopnął piłkę w naszego młodziaka, gdy ten leżał na murawie. Żółta kartka. Chwile później Wright wbiegł w Big Nigea (pseudonim Martyna - przyp. red.), ale w tej kolizji ucierpiała tylko jedna strona, co wywołało dużą radość na naszej trybunie. Ostatnia okazja w meczu należała do Wrighta, ale jego główka została spokojnie obroniona. Po ostatnim gwizdku, nasi bohaterowie podbiegli pod trybunę Clock End, aby celebrować zwycięstwo razem z naszą entuzjastyczną czerwono-niebieską armią.

Co za dzień! Kulturalne świętowanie zwycięstwa? To nie dla nas. Pierwszy przystanek po meczu, Cock Tavern i szafa grająca!

PS
Jeśli ktoś jest ciekawy jak wyglądały trafienia Salako i Wrighta, wystarczy kliknąć tutaj.



[Bartek Szmytkowski]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz